Biebrza – październik 2014
I jeszcze raz Biebrza. Miało być bajkowo, jak to jesienią. To znaczy – kolorowo, słonecznie, z porannymi mgłami, z tysiącem żurawi oraz z porykiwaniem i buczeniem – jeleni i łosi. Tak miało być, a było… też fajnie, choć bardziej ubogo.
Zerwałam się jeszcze w nocy, tak aby bez pośpiechu dotrzeć na miejsce (do platformy widokowej w Burzynie) na godzinkę przed wschodem słońca. Zdążyć, zdążyłam, jednak poza kilkoma stadami żurawi i niezbyt widowiskowym wschodem – tym razem nie było się czym zachwycić.
Następnym punktem programu był wjazd na Biały Grąd, gdzie również było dużo spokojniej niż zazwyczaj. Udało się co prawda zaobserwować kilka sztuk zabłąkanych żurawi, gęsi, jedną białą i dwie siwe czaple i ….małe stadko kruków no i łabędzie, ale nic więcej. Pod wieczór zachmurzyło się już zupełnie i nie było co liczyć z kolei także na jakiś spektakularny zachód. Nazajutrz o świcie wyruszyłam na szlak Barwik- Gugny. Mam szczególny sentyment do tego miejsca, gdyż w 2011 roku przy bardzo wysokim stanie wód (czego zupełnie nie byłam świadoma) w czerwcu wraz z mężem przeszliśmy ten szlak, cudem wychodząc cało z tej wyprawy. Woda w niektórych miejscach sięgała nam po pas a blizny po ranach od kaloszy (kalosze w zasadzie non stop były pod wodą) mam do dzisiaj. Otóż pokonanie odcinka od kładki na Kosódce do wsi Gugny (jakieś 5km) zajęło nam 5 godzin i byliśmy wyczerpani totalnie. Potem dłuższy czas unikałam tego odcinka szlaku, jednak teraz gdy zobaczyłam, że woda w Kosódce wyschła, stwierdziłam, że tym razem można iść dalej. Ciarki po plecach przechodziły, gdy idąc skąpanym we mgle szlakiem przypominałam sobie tamtą przeprawę. Po cichu liczyłam jeszcze, że może jakiś łoś, czy choćby lis nagle z tej mgły się wyłoni, ale nic takiego się nie wydarzyło, no cóż – trudno, może innym razem…
Za to już na Carskim Trakcie w drodze do wsi Dobarz natknęłam się na kunę, ale o tym było już w poprzednim wpisie.
Piękne miejsce, byłem wiosną tego roku nad Biebrzą i chciałbym tam wracać ile tylko można…