Oko w oko z lisem, a nawet dwoma – „bieszczadzkim” i „biebrzańskim”.
Wiele razy podczas moich pieszych wędrówek miałam okazję spotkać lisa. Zazwyczaj wyskakiwał tuż spod nóg, by za sekundę zniknąć w zaroślach. Jednak uchwycenie go w kadrze i to z dość bliskiej odległości udało mi się dopiero w tym roku dwukrotnie. Po raz pierwszy w lipcu – podczas pobytu w Bieszczadach na Przełęczy Wyżniańskiej i po raz drugi – na Carskim Trakcie w Dolinie Biebrzy.
Lis „bieszczadzki” pojawił się tuż przed zachodem słońca na parkingu przy drodze do schroniska „Pod Małą Rawką”. Zupełnie się go w tym miejscu nie spodziewałam. W pierwszej chwili byłam zupełnie zaskoczona i oczywiście zła na siebie, że nie założyłam teleobiektywu. Zrobiłam więc kilka zdjęć z daleka i lis uciekł. Postanowiłam jednak zaczekać. Zmieniłam obiektyw i nagle tuż przede mną, jak z pod ziemi wyrósł tenże sam lis. Tym razem byłam już przygotowana i choć lis nie zabawił długo, to moja pierwsza „lisia” sesja wyszła nawet nieźle.
Drugiego nieustraszonego osobnika miałam okazję obserwować na Carskim Trakcie w drodze powrotnej z wypadu do Supraśla. Lis „biebrzański” szedł sobie jak gdyby nigdy nic poboczem, co jakiś czas leniwie zerkając na mijające go samochody, albo też ożywiając się od czasu do czasu, gdy dostrzegł coś w bagiennych zaroślach. Pierwsze parę ujęć zrobiłam z samochodu, jednak lis zupełnie się nie bał i po zatrzymaniu pojazdu w bezpiecznej odległości mogłam bez problemu pozwolić sobie na drugą w tym roku „lisią” sesję.
Zapraszam do obejrzenia pozostałych lisich zdjęć w galerii w zakładce ssaki.