Po dłuższej przerwie.
Od ostatniego czerwcowego wpisu upłynęło już trochę czasu – jeżeli za to „trochę” można uznać te pół roku milczenia. Najważniejsze, że kolejny wpis w końcu powstał.
A dlaczego dopiero teraz ….
No….., bo…. stało się, na początku sierpnia ostatecznie usłyszałam diagnozę. Choroba nieuleczalna, ale….no cóż ….niektórym osobom uda się przeżyć z nią rok, innym parę lat, innym kilkanaście a są i tacy którzy całkiem wyzdrowieją. Nie wiem, w której grupie będę ja i właściwie nie zastanawiam się nad tym zbytnio, będzie co ma być. Nie znaczy to, że się poddałam w takim sensie, iż uznałam , że to – koniec.
Już jakiś czas temu zaczęłam oswajać się z myślą, że każdy kiedyś odejdzie z tego świata i tak naprawdę ważne jest to, aby nie być martwym w obecnym życiu. Nie ukrywam, że są dni gdy czuję się bezsilna i wycofuję z życia na czas jakiś, aby potem ze zdwojoną siłą na nowo zacząć cieszyć się każdą chwilą w teraźniejszości.
Te chwile, to …bieganie, spacery, wyprawy z aparatem czy spotkania w rodzinnym gronie, zabawy z ukochanymi wnuczkami, rozmowy ze znajomymi i przyjaciółmi, którzy w gorszych chwilach starają się wspierać mnie jak tylko potrafią, za co jestem wszystkim ogromnie wdzięczna.
Wraz z dzisiejszym wpisem pragnę zamieścić kilka zdjęć ze spotkania u znajomych w przepięknych okolicach Modlina, gdzie pojechałam pod koniec sierpnia napawać się cudownym widokiem, jakim jest dla mnie wschód słońca. Miałam też to szczęście, że dzień był słoneczny i udało mi się uwiecznić w kadrze jeszcze parę innych cudów przyrody. Zapraszam do oglądania – część zdjęć poniżej reszta w galerii.
I na zakończenie fragment piosenki A. Krzysztoń pt. Rzepakowy miód (to odnośnie cudów…)
„Jutro znów obudzimy kolejny dzień.
Tak to cud, ale przyzwyczailiśmy się,
Że jesteś Ty, że jestem ja.
Rzepakowy miód i ten świat wciąż trwa.”