MOJA prawda :-) 17.10….

Opublikowano Październik 16, 2017 by Pstrus in Różne wpisy i przemyślenia

7 lat temu nastąpił w moim życiu przełom.  Postanowiłam zmieniać siebie i rozwijać się po to aby poczuć, że życie ma sens. I tak czyniłam i czynię nadal. Niestety ta droga nie jest usłana różami, ciągle jeszcze błądzę i wtedy przychodzą wątpliwości, czy oby warto. Wierzę jednak głęboko gdzieś tam w środku, że warto. Zresztą doświadczam wielu sytuacji, które potwierdzają, że bez względu na okoliczności czuję się szczęśliwa. Jeżeli z jakiegoś powodu to poczucie szczęścia się ode mnie oddala, to jedynie dlatego, że  zaprzeczam sama sobie, sama ze sobą prowadzę wewnętrzną walkę i boję się pokazać swoje prawdziwe, dorosłe JA.

 

 

 

 

Strasznie męczy mnie mówienie nieprawdy. Staram się więc tego nie robić i drażni mnie kiedy widzę, że robią to inni. Są jednak w moim życiu sytuacje, kiedy obawiam się tego, jak ta MOJA prawda zostanie odebrana przez innych i wtedy zatajam pewne fakty i uczucia (tak przed innymi jak i przed sobą samą). Ze strachu. Ze strachu przed odrzuceniem. Z przeświadczeniem, że ta MOJA prawda, może zostać odebrana jako coś złego, niestosownego, coś godnego potępienia czy wyśmiania. Ciągle dorastam do tego aby w końcu przestać się bać i zacząć wdrażać w życie MOJE  wartości a nie tylko mówić, że je mam. Ciągle pytam się innych , co mogę, a czego nie mogę? Co wypada a co nie wypada? Pytam innych, bo myślę o innych, bo nie chcę nikomu wyrządzić krzywdy, sprawić przykrości – to po pierwsze. Po drugie często jeszcze myślę jak dziecko, które pyta o wszystko swojego rodzica, bo wie, że jak nie zapyta i zrobi coś co mu się nie spodoba, zostanie skarcone i odrzucone.  Nie wiem , jak mają inni, ja tak mam często, bo wiele takich sytuacji doświadczałam w dzieciństwie. 

 

 

 

 

Dlatego jeszcze dość często ukrywam się w tej swojej zbroi milczenia, prowadząc bolesną walkę ze sobą. Wtedy też czuję, że jeżeli znowu nie posłucham siebie, to utknę. Nic się nie zmieni, nie będę się dalej rozwijać.  Kiedyś moja przyjaciółka powiedziała mi mądrą rzecz. Było to w momencie, gdy miałam poczucie winy, z powodu czegoś co powiedziałam przyjacielowi  –

 „ Dorota, w twoim działaniu nie było z założenia złych intencji, to znaczy, że zrobiłaś tak, a nie inaczej – bo w danej chwili tylko tak potrafiłaś, bo wierzyłaś że właśnie tak będzie dobrze.”

To, że ktoś odbiera inaczej, moje intencje, to nie jest moja wina. Ja nie mam na to żadnego wpływu. Mogę tłumaczyć, wyjaśniać, a i tak mogę pozostać  nierozumiana tak, jak bym tego oczekiwała. Dlaczego? No chociażby dlatego, że każdy z nas odbiera rzeczywistość poprzez filtr, własnych doświadczeń, przekonań  i wartości jakie wyznaje albo jakie przejął od innych. 

 

 

 

 

Przeczytałam w swoim życiu wiele książek. W różnych okresach, różnie odbierałam przekazy w nich zawarte. Czasem mi one pomagały, a czasem szkodziły, bo to akurat nie był ten czas abym je zrozumiała. Wracam często do tych samych treści za każdym razem wynosząc z nich coś nowego albo zwracając uwagę na błędne interpretacje jakie z nich wyciągałam.  Najwięcej czytam o miłości i bliskości, bo czuję i zawsze gdzieś podświadomie czułam, że to jest fundament naszego życia, że bez tych rzeczy czujemy pustkę i brak poczucia tego, że nasze życie ma sens. Zaczęłam się uczyć, może to zabrzmi dziwnie, ale tak – UCZYĆ się kochać. Bo niektórzy się z tym rodzą, bo czuli TO w łonie matki zanim przyszli na świat. Potem dostali TO od najbliższych i doskonale już wiedzą, co TO oznacza, że TO – to jest;  miłość, bliskość, czułość, dotyk  i pamiętają też o tym w całym swoim późniejszym dorosłym życiu. Ale nie ja. Ja tego nie dostałam. Ja musiałam się dopiero nauczyć – jak kochać, jak  okazywać  i jak przyjmować miłość .Jak się jej nie bać, bo nikt mi tego wcześniej nie pokazał. Nie pokazał, że miłość, to nie cierpienie czy smutek a wręcz odwrotnie – ogromna radość. Jakie było moje zdziwienie i przerażenie, gdy okazało się, że dopiero w wieku 45 lat zaczęłam czuć bliskość i wyrażać miłość. Gdy zaczęłam przytulać najbliższe mi osoby, bez poczucia tej odpychającej siły;  zażenowania, zimna i dystansu.  Zrozumiałam jak ogromnie ważny jest dotyk, możliwość przytulenia innych i mówienia im, że są kimś wyjątkowym i ważnym, nie tylko dla nas, ale w ogóle.  Jak ważne jest akceptowanie innych z ich wadami i zaletami i prawem do popełniania błędów.

 

 

 

 

 

Ale są pewne warunki, które muszą być spełnione, aby te nasze działania były szczere i prawdziwe- musimy kochać siebie. Te wszystkie rzeczy które mówimy do innych musimy też kierować  do siebie i jeszcze na dodatek musimy bardzo wierzyć, w to co mówimy. Uwierzyć, że tak samo bez względu na wszystko zasługujemy na akceptację i miłość. Bo jeżeli tej wiary zabraknie, ciągle będziemy kochać innych tylko po coś, a głównie po to, aby dostać to samo w zamian. By w oczach innych zyskać uznanie i aprobatę. Co i tak jest pozbawione sensu, bo jeśli my sami tego nie czujemy to nikt nam tego nie wmówi, choćby bardzo chciał.

Dla mnie ciągle jeszcze bardzo trudne, jest to – by uwierzyć  w swoją wartość.  Widzę to po moich powrotach, do starego myślenia, kiedy odczuwam ogromny strach przed odrzuceniem i kiedy przede wszystkim – sama siebie odtrącam. W takich sytuacjach zamiast żyć, „umieram” pomału –wycofując się i izolując od ludzi. To nie jest droga, którą chciałabym podążać. Ale za to jest łatwiejsza, bo nie muszę wkładać wysiłku w rozwój i nie ryzykuję utraty  relacji z najbliższymi mi osobami, bo przecież  nie wiem, jak zareagują na moją zmianę.

 

 

 

 

Na szczęście przychodzą też takie okresy w moim życiu i trochę już ich przeżyłam, kiedy kocham siebie, akceptuję w pełni, nie oceniając przeszłości i moich porażek. Wtedy nie czuję pustki. Czuję wewnętrzny spokój i miłość. Czuję że mam tą miłość w sobie  i dlatego mogę i chcę przekazać  ją  wszystkim tym , którzy są w moim życiu ważni.  Mówię to i okazuję  i co najważniejsze nie boję się i nie oczekuję niczego w zamian. Wtedy właśnie samo dawanie miłości daje ogromną radość. Jednak do czasu. Do chwili gdy  zaczyna do mnie z powrotem docierać przekonanie, utrwalone w dzieciństwie, a także przekazy od  innych osób z otoczenia, że faktycznie jest coś niewłaściwego w tym, że mówię  – kocham – wszystkim, którzy są w moim życiu dla mnie ważni a nie tylko najbliższym osobom z rodziny. Dla mnie miłość to nie tylko słowa. Miłość to przede wszystkim działanie, czyny które pokazują, że kochamy. A każdego kochamy w inny, szczególny sposób, z różną intensywnością, bo każdy z nas jest niepowtarzalny,  jedyny – wyjątkowy.  I naprawdę nie chcę (choć nie zawsze mi się to udaje) wpadać w poczucie winy, że źle robię, bo co pomyślą inni.  Tu się zatrzymam i wrócę do punktu wyjścia – no cóż .. pomyślą sobie właśnie dokładnie to, co będą chcieli pomyśleć, to – co zostało im przekazane w najwcześniejszych latach ich życia, przez osoby wtedy dla nich najważniejsze. Spojrzą  na to przez pryzmat swoich, doświadczeń, przekonań i wartości, albo przekonań i wartości zaczerpniętych od innych osób z otoczenia. Poprzez swój „utrwalony” obraz miłości.

 

 

 

 

Niezły galimatias i mętlik – prawda? Jedna część nas myśli jak dorosły, racjonalnie i bez strachu. Druga z kolei – jak wystraszone dziecko. To typowe dla takich osób jak ja – niedojrzałych emocjonalnie, które tak bardzo chcą BYĆ SOBĄ, a ciągle jeszcze im się ta sztuka nie udaje.

Kończę ten dość długi wstęp. Dla jednych może zbyt długi, dla innych może wręcz niezbędny, który jest wprowadzeniem do tego co napiszę poniżej.

To tak…

KOCHAM CIĘ życie – pomimo  wszystkich traum jakich doświadczyłam i nawracających ciągle jeszcze stanów depresji.  KOCHAM CIĘ – Asiu, Adusiu i Paulinko i Alusiu, Izuniu i Matyldziu  – chociaż pewnie za mało czasu Wam poświęcam i macie trudności aby poczuć tą miłość ode mnie, bo nie dałam jej Wam wtedy,  gdy było to Wam najbardziej potrzebne. KOCHAM CIĘ – Jacku, bez Ciebie pewnie nie dałabym rady wytrzeźwieć i nie wiadomo gdzie byłabym dzisiaj. Wiem, że kochasz mnie tak jak tylko potrafisz i że ja często tego nie dostrzegam, bo wyrażasz to w sposób Tobie najbardziej znany.  KOCHAM CIĘ MAMO – choć teraz akurat czuję do Ciebie – żal, złość, i gniew, za to że nie było Cię przy mnie gdy tak bardzo tego potrzebowałam. KOCHAM CIĘ – Krzysztofie, byłeś, jesteś i będziesz moim lustrem. Ciągle pokazujesz mi wszystkie moje cienie, wszystko to czego nie akceptuję w sobie. Dzięki tej wiedzy, tym wszystkim przegadanym wspólnie chwilom, ciągle się zmieniam.  Mimo, że czasem tak bardzo boli i często przed tym uciekam, to jestem wdzięczna, że jesteś.  KOCHAM WAS  – Doroto, Małgosiu, Ewo, Marzenko, Dodziu, Marzenko, Elu, Piotrze, Maćku, Tomku, Doroto, Grażynko, Marku, Adasiu, Małgosiu……..wszystkich pewnie nie wymienię, ale dziękuję, że jesteście.

 

 

 

 

Teraz wrócę jeszcze raz do MIŁOŚCI a na końcu  zamieszczę jedną z modlitw, która  jest bardzo piękna a dotyczy tego o czym dzisiaj pisałam.

Czasem ta MOJA miłość jest bardzo słaba, niezauważalna, siedzi gdzieś w kąciku i modli się aby nikt jej nie odkrył. Czasem jest oburzona – i ma pretensje do wszystkich, wołając jak to …to ja dla ciebie tyle a ty dla mnie nic. Czasem jest zbyt natarczywa i zbyt intensywna – kontroluje i narzuca swoją wolę –  bo wydaje jej się, że ma do tego prawo no bo przecież JEST.  Bywa też, że w ogóle znika i wtedy pojawia się straszna pustka. Najlepiej jak – JEST tak po prostu JEST – OBECNA – bez wstydu, strachu, poczucia winy – bo nie ma nic złego w tym, że KOCHAMY.

 

 

 

 

 

MODLITWA DO ANIOŁA PROSTOTY

Przyfruń do mnie z nieba,

aniele prostoty

i znajdź prosty sposób

na moje kłopoty:

na myśli pogięte,

ścieżki poplątane,

na wszystko, co w życiu

tak….. skomplikowane,

może niepotrzebnie…

Jak myślisz, mój złoty,

czy można człowieka nauczyć prostoty?

Jeśli można, proszę,

pomóż mi prostować

ciut krzywe intencje,

pokręcone słowa.

Jeśli trzeba, krzyknij,

głośno – prosto z mostu

i naucz mnie kochać

zwyczajnie – po prostu. 

                                    autor –  Ewa Stadtmuller

  1. Ewa napisał(a):

    Dorotko ty moja, przyjaźń, sympatią, akceptacja, kochanie, chęć bycia blisko, to wszystko jest tak podobne i zbliżone do siebie. Chęć dzielenia trosk i radości. Z pewnością nie jesteśmy sami jeśli to odczuwamy nawet gdy nie wszyscy odwzajemniają nasze emocje, bo nie wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Pogoda ducha i kochanie samego siebie, znajdowanie radości w drobnych sprawach to pozwala czuć się szczęśliwym. Trzeba wyszukiwać sobie drobne radości i dzielić się nimi, przynajmniej ja tak robię ? Jesteś bardzo dzielna i podziwiam Cię za to. Buziaki

Komentarze

Kategorie

Najnowsze zdjecia

DSC_0712 DSC_0704 DSC_0700 DSC_0682 Łania Łania Łania Łania Łania