„Jak wygrzebuję się z bagna, oczyszczam skrzydła by móc fruwać” – cz.3 Relacje cz.1

Opublikowano Luty 12, 2018 by Pstrus in Różne wpisy i przemyślenia

„Cokolwiek między ludźmi kończy się – znaczy nigdy nie zaczęło się. Gdyby prawdziwie się zaczęło – nie skończyłoby się. Skończyło się, bo nie zaczęło się. Cokolwiek prawdziwie się zaczyna – nigdy się nie kończy.”                                                                                         E. Stachura


Rozpoczął się ósmy rok mojej abstynencji.  Na samym początku walki z nałogiem to właśnie uzależnienie od alkoholu uważałam za przyczynę wszystkich moich życiowych niepowodzeń. Jednak z czasem wielokrotnie miałam okazję przekonać się, że choroba alkoholowa to jedynie końcowy etap innej choroby, choroby zwanej brakiem miłości. Długo nie mogłam pojąć dlaczego, będąc już trzeźwo myśląca osobą, co jakiś czas nadal wracają do mnie myśli i zachowania dobrze mi znane z czasów gdy piłam. I dopiero w ciągu ostatnich dwóch lat, wszystkie moje wcześniej rozpoznane pojedyńcze problemy, te które udało mi się rozwiązać i te wciąż jeszcze nierozwiązane, zaczęły układać się w całość ze wspólnym mianownikiem. Ten mianownik to – wyniesiony z dzieciństwa  – deficyt miłości.  

 

Obecnie jestem na etapie uzdrawiania swoich relacji. Relacji, które teraz są już bardziej „normalne”, a mimo wszystko jest w nich jeszcze wiele toksycznych elementów. Postaram się wyjaśnić dlaczego tak się dzieje, posiłkując się min; fragmentami książek, które pomogły mi w zrozumieniu tego zjawiska, artykułami czy wypowiedziami z blogów, które często odwiedzam, konkretnymi przykładami z mojego życia, a także cennymi uwagami osób, które mnie wspierają (najbliższych, przyjaciół czy terapeutów). Postanowiłam, że właśnie w takiej formie przybliżę także w następnych wpisach inne problemy, które pojawiały się w czasie mojego rozwoju.
W tej części dotyczącej relacji napiszę o toksycznej miłości.  Przeczytałam dwie książki poświęcone tej tematyce. Pierwszą, była książka Robin Norwood pt. „Kobiety, które kochają za bardzo” a drugą przeczytana niedawno „Toksyczna Miłość” autorstwa Pii Mellody.

Czy jestem kobietą kochającą za bardzo? Niestety tak. I nie jest to bynajmniej powód do dumy.

Poniżej cechy charakterystyczne ludzi kochających za bardzo, zarówno kobiet jak i mężczyzn. Chociaż u mężczyzn, emocjonalne okaleczenie w dzieciństwie zazwyczaj powoduje „pogoń za czymś raczej bezosobowym i zewnętrznym niż intymnym. Obsesyjnie zajmują się pracą, sportem czy jakimś hobby, podczas gdy kobiety- uwarunkowane przez biologię i kulturę-rzucają się w romans. Często właśnie z człowiekiem emocjonalnie niedostępnym.”

„Dlatego jeżeli…

  1. Wychowałaś się w domu dysfunkcyjnym, który nie zaspokajał twych potrzeb emocjonalnych.
  2. Pozbawiona prawdziwej troski i wsparcia, usiłujesz odrobić tę zaległość w sposób namiastkowy, stając się czyjąś piastunką; najczęściej mężczyzny, który sprawia wrażenie potrzebującego.
  3. Nie zdołałaś zmienić rodziców (lub jednego z nich) w ciepłych i czułych opiekunów. Wobec tego reagujesz silnie na swojską postać kogoś, kto jest uczuciowo nieprzystępny.  Chcesz znów dokonać cudu. Czarodziejskim środkiem ma być twoja miłość.
  4. Boisz się panicznie opuszczenia; zrobisz więc wszystko, aby tylko związek trwał.
  5. Nic nie jest zbyt trudne, czasochłonne czy za drogie, jeżeli może „pomóc” twojemu mężczyźnie.
  6. Przywykłaś do braku wzajemności. Będziesz czekać, żywić nadzieję i wciąż próbować na nowo.
  7. Zawsze bierzesz na siebie ponad pięćdziesiąt procent odpowiedzialności i winy.
  8. Oceniasz samą siebie niezwykle nisko. W głębi ducha nie wierzysz, byś zasługiwała na szczęście. Sądzisz raczej, że musisz zapracować na przywilej cieszenia się życiem.
  9. Ponieważ nie zaznałaś w dzieciństwie poczucia bezpieczeństwa, przejawiasz ogromną potrzebę panowania nad partnerem i waszym związkiem. Władcze zapędy maskujesz chęcią „bycia pomocną”.
  10. W każdym układzie damsko-męskim kierujesz się nie tyle wglądem w rzeczywistą sytuację, ile swymi marzeniami o tym, jak mogłaby się ona przedstawiać.
  11. Nie umiesz się obejść bez mężczyzn i cierpień.
  12. Możesz mieć emocjonalne, a nawet biochemiczne predyspozycje do nałogowego picia, zażywania narkotyków lub lekarstw bądź objadania się, szczególnie słodyczami.
  13. Ciągnie cię do ludzi „trudnych”. Bezustannie zaplątujesz się w skomplikowane, chaotyczne i przykre relacje. Unikasz w ten sposób skoncentrowania się na własnych problemach i własnym życiu.
  14. Przypuszczalnie często popadasz w depresję. Starasz się jej zapobiec, fundując sobie porcję podniecenia związanego z układem niepewnym i zawiłym.
  15. Nie podobają ci się mężczyźni zrównoważeni, spolegliwi, sympatyczni i wyraźnie tobą zainteresowani. Uważasz ich za „nudziarzy”.

Niezależnie od tego z kim wchodzimy w relacje, jeżeli wobec tych osób przejawiamy takie cechy jak wymienione powyżej (lub tylko niektóre z nich)- to kochamy za bardzo. Z tzw. „zdrową” miłością ma to jednak niewiele wspólnego.

Powyższe działania powodują jedynie, że tak naprawdę nie doświadczamy prawdziwej emocjonalnej bliskości z drugim człowiekiem. Bo ten drugi, jest jedynie regulatorem emocji, tak samo jak w innych uzależnieniach jest nim; alkohol, narkotyk, jedzenie, praca, hobby itp. Ktoś lub coś poprawia nam samopoczucie ale i w każdej chwili możemy je stracić, może zostać nam odebrane a to powoduje jedynie cierpienie. Z obawy przed odrzuceniem, przyjmowałam  w swoich relacjach na przemian dwie role – dominującą albo uległą.  I tak, albo – manipulowałam innymi, ratowałam ich, kontrolowałam, szantażowałam emocjonalnie, przyjmowałam rolę ofiary. Lub odwrotnie – byłam zbyt uległa, nie stawiałam granic, nie mówiłam o trudnych emocjach, czy rezygnowałam z siebie dla „świętego spokoju”.

Pierwszy raz pomyślałam o sobie jak o „kochającej za bardzo”, kiedy spotkał mnie zawód ze strony przyjaciela, którego wspierałam w jego walce z uzależnieniem. Uświadomiłam sobie, że ból jaki wówczas poczułam był nieadekwatny do zaistniałej sytuacji . 

Kolejne podobne sytuacje i ich analiza doprowadziły mnie do zrozumienia, dlaczego tak się działo. W większości sytuacji była to chęć naprawienia przeszłości. Przeszłości – kiedy to, mój  ojciec konsekwentnie odmawiał podjęcia walki z chorobą alkoholową co doprowadziło go w ostateczności do śmierci, a mnie do ogromnego poczucia winy za to, co się stało.  I kiedy byłam świadkiem kolejnych nawrotów bliskiej mi osoby, wpadałam w panikę i przerażenie, myśląc jak dziecko, które obwinia siebie o to, że znowu okazało się zbyt słabe, bezwartościowe, bo nie potrafi  pomóc bliskiej osobie. Tą porażkę i towarzyszący jej ból, odczuwałam podwójnie. W tym bólu, obecne były przykre emocje z przeszłości a także te z teraźniejszości, gdy czułam; smutek, żal, zawód, złość, bezsilność  – kiedy zniknęła iluzja i wiara w to, że mogę  „naprawić” czyjeś życie.

 

„Jeżeli w dzieciństwie doświadczyliśmy bolesnych przeżyć, w wieku dojrzałym pojawia się podświadoma skłonność do stwarzania analogicznych sytuacji. Po to by się z nimi uporać. Na przykład kochamy jedno z rodziców, ale nie spotyka się to z najmniejszym oddźwiękiem. W dorosłym życiu prawdopodobnie będziemy się rozglądać za kimś podobnym, aby wygrać dawną batalię o czułość i uznanie.”

Cierpienie pojawiało się za każdym razem gdy zaczynałam dostrzegać, że osoba, której zaufałam, to jedynie wyobrażenie osoby, którą mogłaby się ona stać wówczas, gdyby przyjęła moją pomoc i zastosowała się do moich rad.

Jeszcze wiele razy musiałam zmierzyć się z podobnym doświadczeniami  i to nie tyko w konfrontacji z przyjacielem ale również z mężem, z dziećmi czy znajomymi aby zrozumieć, że mimo dobrych intencji  jakie mną kierują, nie jestem w stanie nikogo zmienić ani mu pomóc, jeżeli ten ktoś sam nie zapragnie zmian i nie odnajdzie swojej własnej drogi rozwoju.

Pierwszym i moim zdaniem, niezbędnym krokiem do wyzwolenia się z toksycznych relacji lub ich uleczenia jest świadomość. Świadomość min. tego, że często dzieje się tak, iż emocje, które nas nagle ogarniają mają niewiele wspólnego z chwilą obecną. Są one jedynie, jakby obudzone i wyciągnięte na powierzchnię z naszej podświadomości, przez sytuację zaistniałą tu i teraz. 

 Mały słownik wpisów.

Deficyt miłości (wyniesiony z dzieciństwa) – powstaje na skutek niedoświadczenia w dzieciństwie bezwarunkowej miłości (brak ciepła, szacunku, poczucia bezpieczeństwa, akceptacji). Ten deficyt w dorosłym życiu daje o sobie znać min. poczuciem, że na miłość trzeba sobie zasłużyć, doszukując się w każdym szczerym uczuciu fałszu, kłamstwa, zdrady i oszustwa.  Dorośli z deficytem miłości mają też problemy z tolerancją, co objawia się wycofaniem lub niechęcią w stosunku do nowych znajomości. Często popadają w skrajności – są zbyt impulsywni albo za bardzo ulegli.

Toksyczne elementy – nie oznaczają jedynie przemocy fizycznej (choć takie skojarzenie jest najczęstsze). Są to wszystkie myśli, uczucia, emocje, zachowania, które „zatruwają” nasze normalne funkcjonowanie w różnych obszarach życia min. w związkach, na różnych płaszczyznach (kobieta – mężczyzna, rodzic – dziecko, szef – podwładny, przyjaciel – przyjaciel itp.)

 

Zamieszczone zdjęcia pochodzą z moich podróży, podczas których obserwowałam siebie i swoje emocje. Kiedy próbowałam rozumieć, dlaczego pomimo, tego, że spełniały się moje marzenia, to jednak w moim sercu cały czas czaiła się ogromna pustka i tęsknota za bliskością.

 

cdn…

Z gorącymi pozdrowieniami – Dorota

Komentarze

Kategorie

Najnowsze zdjecia

DSC_0712 DSC_0704 DSC_0700 DSC_0682 Łania Łania Łania Łania Łania