„Jak wygrzebuję się z bagna, oczyszczam skrzydła by móc fruwać” – cz.4 Wewnętrzne dziecko.

Opublikowano Kwiecień 26, 2018 by Pstrus in Różne wpisy i przemyślenia

Ileż to razy zastanawiałam się, dlaczego robiłam w życiu coś czego nie planowałam i tak naprawdę nie chciałam robić.  Kiedy piłam, to sprawa wydawała się dość łatwa do wytłumaczenia, ale w okresie abstynencji gdy alkohol nie powodował już zmiany świadomości, zupełnie nie rozumiałam dlaczego tak się dzieje. Okazało się, że opisywane przeze mnie toksyczne zachowania, a także to co św Paweł mówił o sobie :„Nie rozumiem tego co czynię, bo nie czynię tego co chcę, ale to czego nienawidzę – to właśnie czynię…Łatwo przychodzi mi chcieć tego co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę…Nieszczęsny ja człowiek” to wszystko  powiązane jest ściśle ze zjawiskiem tzw. „wewnętrznego dziecka”, „dziecka”, które praktycznie każdy z nas w sobie „nosi”. 


Ale co lub w zasadzie kto, to właściwie jest, to wewnętrzne dziecko?
Cytując Susanne Huhn, jest to…..
„(…) wielka i potężna część ciebie, która na to co cię spotyka w życiu, reaguje w sposób bezpośredni, bezrefleksyjny i całkowicie emocjonalny.(…) Twoje wewnętrzne dziecko zna twoje prawdziwe uczucia dotyczące tego, co cię spotkało w dzieciństwie i próbuje skłonić cię do powtarzania tego co dobre i unikania tego co bolesne. Brzmi to rozsądnie, ale nie służy temu, aby swobodnie autonomicznie i twórczo kształtować własne życie. Bezrefleksyjne unikanie bólu i poszukiwanie natychmiastowej przyjemności nie zawsze są najlepszymi doradcami, a już na pewno nie wtedy gdy chcesz na własną odpowiedzialność przeżyć swoje życie”.

Aby zaznać harmonii w uczuciach,  musimy mieć dobry kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Powinniśmy uwolnić się od wewnętrznych konfliktów, które często w nas występują, ponieważ zarówno jako dorosły i wewnętrzne dziecko z uwagi na różne potrzeby mamy też zupełnie różne prawa.

Przyjrzyjmy się jakie prawa przysługują nam – jako osobie dorosłej.

* Mamy prawo powiedzieć „NIE”, gdy po sprawdzeniu uznamy, że sytuacja jest nam nie na rękę, bo nie służy życiu.
* Mamy prawo powiedzieć „TAK”, gdy sytuacja wydaje się sensowna i służy życiu.
* Mamy prawo swoją (zdrową) wewnętrzną prawdę uczynić podstawą działania bez względu na to, czy to spodoba się innym.
* Mamy prawo ponosić konsekwencje wszystkich swoich decyzji i obarczać się nimi.
* Mamy prawo czuć się w pełni odpowiedzialnymi za siebie i swoje życie i robić to co je chroni.
* Mamy prawo ręczyć za to, co jest dla nas święte i leży nam na sercu, czy to podoba się innym czy nie.
* Mamy prawo myśleć dokładnie i starannie.

A co wolno dziecku „w  tobie”

*Gdy ktoś jest wobec Ciebie podły, wolno ci płakać i nie potrzebujesz już więcej do niego chodzić.
*Wolno ci czasem poświęcić czas na to, aby nic nie robić, tylko przyglądać się obłokom i zrywać kwiaty.
*Wolno ci popełniać błędy i sprawdzać się.
*Jeśli coś nie sprawia ci przyjemności dać sobie z tym spokój.
*Odwiedzać ludzi, którzy cię obejmują i kochają i którym możesz i masz prawo okazywać miłość bez ograniczeń.
*Wolno ci być głupim i nie musisz ciągle się przed sobą tłumaczyć.
*Kiedy nie możesz czegoś zrobić, poproś o pomoc i pamiętaj, że nie musisz wszystkiego robić sam.

Jeżeli nosimy w sobie wewnętrzne dziecko i nie zdajemy sobie z tego sprawy, to także nie jesteśmy świadomi, że nie uwolniliśmy się od dawnego bólu, że działamy nieskutecznie, nie potrafimy poradzić sobie w trudnych sytuacjach, oraz doświadczamy ogromnego cierpienia, które nie ma nic wspólnego z chwilą obecną.
I tak naprawdę chodzi o to aby zachować równowagę pomiędzy zależnością a niezależnością. Bo nasze skrzywdzone wewnętrzne dziecko, w sytuacjach przypominających te z przeszłości, gdy lekceważono jego potrzeby będzie dążyć – albo do izolacji albo do nadmiernej zależności.

Równie ważne jest aby rozróżniać toksyczny wstyd, powstały z poczucia winy (wierny towarzysz wewnętrznego dziecka), od faktycznej winy. Toksyczny wstyd to poczucie, że jesteśmy gorsi i nigdy nie dorównamy innym i że to my jesteśmy odpowiedzialni za samopoczucie (emocje) ludzi z naszego otoczenia.  Faktyczna wina z kolei jest wtedy, gdy realnie wyrządziliśmy komuś krzywdę i powinniśmy ponieść konsekwencje swojego zachowania. Możemy wówczas przeprosić, wykazać skruchę, poprosić o wybaczenie. 
I w odróżnieniu od faktycznej winy, którą możemy naprawić, toksyczny wstyd oznacza, że to W NAS  jest coś złego, co z kolei jest nie do naprawienia. Toksyczny wstyd sprowadza wszystkie nasze uczucia takie jak; gniew, rozpacz, lęk a nawet radość do jednego – poczucia wstydu. Wtedy jesteśmy jakby sparaliżowani, w stanie odrętwienia i taki stan jest doskonałą pożywka dla wszelkich nałogów. Dlaczego? Otóż dlatego, że tyko nałóg przywraca zdolność odczuwania. Np. Alkoholik, narkoman – tylko po zażyciu środka zmieniającego nastrój ma poczucie pełni (wtedy płacze, śmieje się, złości bez skrępowania), albo nałogowy żarłok z kolei uzyskuje dobre samopoczucie, gdy napełni żołądek. Pracoholik, czuje się w pełni wartościowy, gdy jest zajęty obowiązkami, wtedy wie, że jest potrzebny. Nałóg sprawia, że doświadczamy przyjemnych uczuć, a unikamy tych bolesnych, oczywiście do czasu, kiedy szkody powstałe w wyniku nałogu zaczynają przeważać nad przyjemnościami z niego płynącymi.

Ale zostawmy nałóg. Bo kiedy w końcu udawało mi się uwolnić z jednego nałogu, zastępowałam go innym, aż w końcu zrozumiałam, że nie tędy droga. Że muszę zaprzyjaźnić się z mieszkająca we mnie małą Dorotką (moim wewnętrznym dzieckiem). Otoczyć ją opieką, rozumieć każde jej uczucie i pozwolić jej na to aby te uczucie wyrażała, bez tłumienia i oceniania, a przede wszystkim bez poczucia wstydu, że czuje to, co akurat czuje. 


Teraz przykład. Kiedyś byłam strasznie „uczulona” tzn. źle reagowałam na to – gdy np. ktoś, zamiast czasu, który mógłby spędzić w moim towarzystwie, wybierał inne  lub spędzał ten czas samotnie zajmując się tym co akurat miał zaplanowane . Potrafiłam tygodniami przeżywać ten fakt, biorąc całe zdarzenie do siebie i to właśnie siebie obwiniając za to czyjeś zachowanie. Myślałam, „cholera jestem taka beznadziejna”, NIKT nie chce spędzać ze mną czasu. Bardzo długo walczyłam z tym przekonaniem, do momentu gdy dotarło do mnie, że to uczucie, bycia gorszą pochodzi z czasów kiedy jako dziecko prosiłam tatę, czy mamę aby zechcieli ze mną po prostu pobyć a praktycznie zawsze spotykałam się z odmową. To wtedy czułam ogromna złość, smutek, żal, rozpacz ,(których nie wolno mi było okazać), wtedy czułam, że nic nie jestem warta i nie jestem godna niczyjej  uwagi. I to wszytko dawało znać o sobie (już w dorosłym życiu), w każdej kolejnej podobnej sytuacji. W końcu zrozumiałam, że to co czuję, to emocje dziecka. Teraz w podobnych okolicznościach mówię do siebie – „Dorotko rozumiem że jest ci ciężko, ale teraz jesteś już dorosła i sama możesz spędzić ze sobą czas, ja –  Dorota zabiorę cię ze sobą, gdzie tylko zechcesz, zasługujesz na to i sama doskonale dasz sobie radę, spędzisz czas miło i przyjemnie , tak jak tego pragniesz”.

Oprócz tej rozmowy ze swoim wewnętrznym dzieckiem, często pomaga mi też zdanie, które kiedyś usłyszałam od przyjaciółki.
Zapisałam je sobie na kartce, noszę w portfelu i gdy zaczyna mi być przykro  z powodu czyjejś odmowy wtedy czytam i wygłaszam do siebie następujące słowa – ” Dorota, jak …..(ktoś), nie wie co miałby robić w twoim towarzystwie, to faktycznie lepiej będzie jak zajmie się czymś innym :-). ” I tego się trzymam, a przynajmniej staram się trzymać.
Każdy ma prawo robić to, co mu akurat w danym momencie pasuje i nie ma to nic wspólnego z tym, czy ja  jestem wartościową osobą, czy nie,  bo przecież i tak wiem, że – JESTEM.


Odmowa innych osób, w stosunku do rożnych propozycji z mojej strony, to było coś co najtrudniej zawsze znosiłam, co sprawiało mi dużo bólu. Dlaczego? Bo związane  było z moim największym lękiem, lękiem przed odrzuceniem. Ale przyszedł taki czas, że pomimo tego, iż strasznie bałam się o coś poprosić, coś zaproponować, bo z góry przewidywałam najgorszy dla mnie scenariusz – czyli odmowę, postanowiłam że bez względu na wszystko będę wychodzić ze swoimi pragnieniami, propozycjami do innych, nie wycofując się i nie zakładając z góry jak smerf Maruda, że ….i t tak się nie uda. Przeprowadzałam ze sobą w tym względzie, wiele wewnętrznych walk, w ostateczności  zaczęłam być coraz odważniejsza i  zdobywałam się na realizacje swoich postanowień, choć wiele razy jeszcze cierpiałam z powodu odmowy. Jednak przez  świadomość że tak naprawdę to cierpi moje wewnętrzne dziecko, tych przykrych uczuć  było coraz mniej. Owszem to uczucie – bólu odrzucenia, ponieważ jest zapisane w mojej podświadomości bardzo głęboko, zawsze daje o sobie znać. Ale teraz, gdy tylko je zauważę, to natychmiast akceptuję i  pozwalam  przepłynąć ze zrozumieniem tego, co akurat się dzieje.

 

Pamiętam też o tym, że to do mnie ostatecznie należy wybór myśli, które będą mi towarzyszyć przez następne godziny czy dni, po tym, gdy ktoś dotrzyma danej obietnicy lub nie, a w zasadzie bardziej chodzi o to czy moje oczekiwania  z tą obietnicą związane zostaną spełnione czy nie. Bo tak naprawdę nikt nie ma obowiązku, dotrzymywania obietnic a tym bardziej spełniania moich własnych oczekiwań. Tak samo jak w sytuacjach, gdy trzeba postawić swoje dobre samopoczucie nad spełnieniem prośby drugiego człowieka. I jeżeli ja mam do tego prawo, to mają też do tego prawo inni ludzie.

Dzisiaj wiem, że mam taki wybór. I kiedy poczuję zawód, urazę, smutek, bo ktoś czegoś mi odmówił, albo nagle zmienił zdanie i nie dotrzymał danego wcześniej słowa, wtedy mogę wybrać myśli o negatywnym zabarwieniu takie jak ” kurczę czuję się fatalnie, znowu zostałam oszukana, po raz kolejny nabita w butelkę, ludzie są jednak okropni i beznadziejni i w ogóle świat i życie jest do d…y „. Ale mogę też , świadomie wybrać zupełnie inną myśl – ” Może akurat, tak jest lepiej dla mnie, albo dla tej drugiej strony. Może gdyby spełniła moje oczekiwania, obróciłoby się to przeciwko mnie, albo przeciwko niej. No cóż – rozumiem to,  zdarza się, ja też czasami nie dotrzymuję danego słowa.” Te drugie myśli mają zupełnie inny wydźwięk. Sprawiają, że nie czuję się jak ofiara, uzależniona od tego co robią inni. Wręcz przeciwnie, takie myślenie sprawia, że jestem WOLNA. 
A wolność, zwłaszcza emocjonalna to ogromny spokój i szczęście. 
Ostatnio tak właśnie się czuję. I to jest naprawdę fantastyczne uczucie.

Na zakończenie jeszcze dwie dygresje dotyczące – wewnętrznego dziecka i toksycznego wstydu.

Pierwsza to fragment z bloga – Eli Jastrzębskiej www.terazja.net , to słowa Ronalda Russella – brytyjskiego polityka.

„Dzi­siej­sze nieśmiałe dziec­ko, to to, z które­go wczo­raj się śmialiśmy.
Dzi­siej­sze ok­rutne dziec­ko, to to, które wczo­raj biliśmy.
Dzi­siej­sze dziec­ko, które oszu­kuje, to to, w które wczo­raj nie wierzyliśmy.
Dzi­siej­sze zbun­to­wane dziec­ko, to to, nad którym się wczo­raj znęcaliśmy.

Dzi­siej­sze za­kocha­ne dziec­ko, to to, które wczo­raj pieściliśmy.
Dzi­siej­sze roz­trop­ne dziec­ko, to to, które­mu wczo­raj do­dawa­liśmy otuchy.
Dzi­siej­sze ser­deczne dziec­ko, to to, które­mu wczo­raj oka­zywa­liśmy miłość.
Dzi­siej­sze mądre dziec­ko, to to, które wczo­raj wychowaliśmy.
Dzi­siej­sze wy­rozu­miałe dziec­ko, to to, które­mu wczo­raj przebaczyliśmy.”

Druga to fragment wiersza, którego autorem jest John Bradshaw z książki „Powrót do swego wewnętrznego domu. Jak odzyskać i otoczyć opieką swoje wewnętrzne dziecko?”

„(…) NA IMIĘ MI TOKSYCZNY WSTYD.

Sprawiam ból tak nieznośny, że musisz przenieść go
na innych przez kontrolowanie, perfekcjonizm,
wzgardę, krytycyzm, bluźnierstwa, zawiść,
osądzanie, władzę i wściekłość
Ból, który sprawiam, jest tak dotkliwy
Że musisz go łagodzić nałogami, surowością,
odreagowywaniem i nieświadomą obroną swojego ja
Ból, który sprawiam jest tak dotkliwy
Że musisz się znieczulić, by przestać go odczuwać
Przekonałem Cię, że zniknąłem – że mnie nie ma –
abyś odczuł brak i pustkę
NA IMIĘ MI TOKSYCZNY WSTYD.

Jestem sednem współuzależnienia
Jestem duchowym bankructwem
Logiką absurdu
Przymusem powtarzania
Jestem zbrodnią, przemocą, kazirodztwem, gwałtem
Jestem żarłoczną dziurą – źródłem wszelkich nałogów
Jestem nienasyceniem i żądzą
Jestem Ahaswerusem, Żydem Wiecznym Tułaczem,
Wagnerowskim Latającym Holendrem,
umarłym człowiekiem Dostojewskiego,
uwodzicielem
Kierkegaarda, Faustem Goethego
Przemieniam to, kim jestem, w to, co robisz i masz
Morduję Twą duszę
A Ty przekazujesz mnie z pokolenia na pokolenie
NA IMIĘ MI TOKSYCZNY WSTYD.”

I to by było na tyle…..


Zdjęcia, które można obejrzeć w tym poście, powstały podczas wyprawy nad ukochaną Biebrzę, w pierwszy cieplejszy dzień tej wiosny. Najpierw miałam jechać nie sama, potem sama, w ostateczności jednak pojechałem nie sama. Ale tym razem mój wyjazd nie był zależny od tego, czy moje ukochane bagna i rozlewiska będę przemierzać w pojedynkę czy nie. Gdyż …. niesamowita Biebrza, błotniaki, cudowny wschód słońca nad rozlewiskami, łosie, gęsi, czaple, żurawie, niebieskie żaby moczarowe, trznadle i reszta biebrzańskich cudów przyrody, to jest to co kocham  i co sama sobie mogę podarować. 

Albert Einstein, powiedział kiedyś..

„Są tylko dwa sposoby na życie. Jeden to żyć tak jakby nic nie było cudem. Drugi to żyć tak, jakby wszystko było cudem.”  

Wybór należy do nas.

 

Komentarze

Kategorie

Najnowsze zdjecia

DSC_0712 DSC_0704 DSC_0700 DSC_0682 Łania Łania Łania Łania Łania