„Jak wygrzebuję się z bagna, oczyszczam skrzydła by móc fruwać” – cz.5 i ostatnia – póki co …

Opublikowano Czerwiec 6, 2018 by Pstrus in Różne wpisy i przemyślenia

Do napisania tego ostatniego postu z serii „Jak wygrzebuję się z bagna, oczyszczam skrzydła by móc fruwać” akurat teraz, nie odkładając już na później jego publikacji, zmotywowały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze – sytuacja jak zadziała się niedawno i słowa mądrej, ciepłej „internetowej” dziewczyny, kobiety, Eweliny Stępnickiej wypowiedziane w jednym z jej filmików pt. „Nie czekaj”. Film znajdziecie na końcu wpisu. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie odbierzecie przekazu tam zawartego dokładnie w taki sam sposób jak ja, bo każdy z nas jest inny, mimo to proszę abyście go wysłuchali, bo warto. Wszystko co mówi Ewelina równie dobrze ja, mogłabym powiedzieć od siebie do Was….

Ostatnia sytuacja, bardzo dobrze mi znana z poprzednich lat i moja tym razem inna niż do tej pory na nią reakcja, uświadomiła mi, że nie mam już na co czekać. Że jestem gotowa. Że kocham siebie już na tyle mocno, akceptuję i obdarzam bezwarunkową miłością, że mogę w końcu powiedzieć głośno to, co wyciągałam ze swojej duszy, przez ostatnie lata (wręcz na siłę, bo TO tak bardzo bało się wyjść). Bało się z wielu różnych powodów. A to ze strachu przed oceną mnie jako osoby, bo nie wypada, bo to wbrew powszechnej opinii  na temat tego – czym jest miłość, bo mogę tym kogoś skrzywdzić, bo przez długi czas, sama przed sobą bałam się do tego przyznać, bo to, bo tamto….tutaj każdy może dodać swój osobisty pogląd i ja to uszanuję. Do czego nie chciałam się przyznać? Do tego, że tak samo jak jestem zdolna kochać siebie (i w zasadzie tylko pod tym warunkiem), mogę otwarcie i szczerze okazywać moją miłość wszystkim, którzy są dla mnie w życiu ważni  i to bez względu na to kim ta osoba jest.

Bo tak jak kiedyś pisałam, mamy w życiu różne rodzaje relacji z ludźmi i kiedyś myślałam, że także różne „rodzaje” miłości. Dzisiaj jestem pewna tego, że czy jest to miłość do rodziców, małżonków, przyjaciół (bez względu na płeć), dzieci, znajomych jest jedną i ta samą miłością, pod warunkiem że jest prawdziwa. A wg. mnie prawdziwa jest wówczas, gdy wypływa z głębi naszej duszy i nie jest ofiarowywana i okazywana komuś w  jakimś konkretnym celu, np. po to tylko aby dostać coś w zamian. Czy będzie to poczucie bezpieczeństwo, szacunek, czy też po to, aby otrzymać taką samą miłość z powrotem. Prawdziwa jest wtedy, gdy mówimy drugiej osobie  – kocham cię, mając na myśli to, że bez względu na wszystko uważamy tą osobę za wartościową samą w sobie. Że jest ona „cudem do odkrycia” (jak mawia Ewelina), nie oceniamy jej a jedynie wspieramy w każdej chwili, okazując swoje zrozumienie, przekazując ciepło, czy to przez uścisk dłoni, przytulenie, czy pocałunek. Kiedyś,  gdy mówiłam bliskim kocham Cię, moje intencje nie do końca były znane nawet mnie samej. I bywały momenty, gdy naprawdę to była ta właśnie – bezwarunkowa miłość. Ale bywały też momenty naładowane najróżniejszymi oczekiwaniami i pragnieniami. Dzisiaj wiem, że oczekiwania są ogromną przeszkodą w tym, aby otworzyć się na miłość. Często jednak o tym zapominamy. A tylko my sami możemy te oczekiwania spełnić . Nikt  inny, choćby nie wiem jak się się starał, nie zrobi tego za nas.

 

 

 

 

 

 

Długo nie mówiłam innym, że ich kocham. Bo ci inni wg. mnie nie byli tacy jacy mieli być w moich oczach. I czułam tak samo, że i ja nie jestem przez nich kochana, bo podobnie nie jestem taka jaką oni chcieli by mnie widzieć. Potem przyszedł czas gdy z kolei, kochałam innych bardziej od siebie. Rezygnowałam wtedy ze swoich wartości, prawd, przekonań, tego w co wierzę i co czuję w głębi  serca. Zdradzałam samą siebie po to, aby nie zostać odrzuconą. Ale to ciągle nie była miłość, a bardziej uzależnienie.  I w końcu od jakiegoś czasu, czuję tą miłość w sobie, chociaż pozornie nic się w moim życiu się nie zmieniło. Nie zmieniły się okoliczności zewnętrzne, mam te same relacje i w okół siebie tych samych ludzi. 


Ale zmieniłam się ja, a w zasadzie mój stosunek do siebie. Wstaję codziennie rano i choćby nie wiem jak okropne było moje odbicie w lustrze, (a jest z tym raczej coraz gorzej  😉 ), to mówię sobie „Dzień dobry, kocham Cię! Jesteś ok, jak każdy, więc żyj ! Masz podarowany ten kolejny wspaniały dzień”. Odkąd przestałam oceniać siebie, przestałam oceniać innych. Od kiedy akceptuję siebie w pełni ze swoimi wszystkimi porażkami, akceptuję też innych z ich błędami. I najważniejsze, tak samo jak dzisiaj kocham siebie, tak samo kocham innych. Czyli jeszcze raz – kocham siebie (i uważam, że to nie egoizm), kocham wtedy innych. Gdy nienawidzę siebie, potępiam, oceniam – to, to samo czuję wówczas w stosunku do innych, wg. mnie, tak to właśnie działa i nie ma innej opcji.

Jakieś trzy lata temu, powiedziałam mojemu przyjacielowi że go kocham. Wtedy wydawało mi się, że już wiem, na czym polega bezwarunkowa miłość. Dzisiaj z perspektywy czasu widzę ile mi jeszcze wtedy brakowało, zarówno wiedzy jak i praktyki w takim bezwarunkowym kochaniu. Mówiąc, że kocham – z jednej strony miałam głębokie wewnętrzne przekonanie, że taka bezwarunkowa miłość ofiarowana komuś może być dla tej osoby ” lekiem” na wszystko; na uzależnienia, na depresję, na samotność i inne życiowe trudności. Taka była moja intencja. Ja sama tak bardzo takiej miłości pragnęłam. Ale stare schematy w podświadomości ciągle robiły swoje. Bo podświadomie z kolei wierzyłam, że przez to wyznanie, stanę się ważna dla przyjaciela i wtedy poczuję się wartościową osobą. Podświadomie oczekiwałam takiej samej bezwarunkowej miłości od niego. Nie zadziałało, bo nie mogło. Dzisiaj oczywiście nie mam już żadnych wątpliwości dlaczego. 
A dlaczego – to proste. Mimo zapewnień, że warunków żadnych nie mam, to jednak miałam. To po pierwsze. Po drugie, jak bumerang wracały do mnie myśli że; na miłość trzeba zasłużyć i że to ktoś (zamiast mnie samej) musi  mnie pokochać (oczywiście także niczego nie oczekując), abym poczuła się ważna. Nic bardziej mylnego. Ale… czy większość z nas nie myśli w ten właśnie sposób?

Pod filmem Eweliny, zamieściłam  także film o. A. Szustka  pt. „Depresja”, ze świetnym przykładem o miłości na którą trzeba zasłużyć.

Dzisiaj coraz częściej mówię  Kocham Cię  … Mówię to zarówno do członków mojej rodziny, osób mi najbliższych. Mówię – kocham Cię przyjacielowi. Myślę, że z czasem tych osób będzie coraz więcej. Tylko dzisiaj to jest już inna miłość. Miłość, która szanuje przestrzeń, granice i wolność drugiej osoby. W końcu przestałam wszystkich zmieniać  i oceniać, po prostu odpuściłam. I Wiem, że jeżeli nie czuje się miłości ofiarowanej przez kogoś, nie potrafi się jej przyjmować ani dawać, to tylko dlatego, że jeszcze nie jest się na to gotowym. W pierwszej kolejności musi przyjść szacunek, akceptacja do samego siebie. No i znowu się powtarzam, ale często wydaje mi się, że jest jedna, jedyna odpowiedź na wszystkie pytania jakie zadajemy sobie w naszym życiu. Czy będzie to pytanie:  dlaczego nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie chce, nic mi się nie udaje, ciągle mam pod górkę, mam pecha, los mnie tak ciężko doświadcza, jaki jest sens życia itp, To na to wszystko jest tylko jedna słuszna odpowiedź. Brzmi ona – dlatego, że…..  nie kochasz siebie tak jak tego pragniesz, całą swoją duszą i sercem, tylko czekasz aż zrobią to za ciebie inni. 

 

W którymś z moich pierwszych postów, napisanych w momencie gdy byłam bliżej siebie, pisałam już o tym że kocham. Kocham życie, wszystkich i wszystko co się w nim zawiera. Pamiętam, że wówczas przyjaciółka powiedziała mi – „ Dorota, mam wrażenie że Ty ciągle potrzebujesz, jak tlenu do życia, tego aby ktoś ciągle utwierdzał cię w przekonaniu, że jesteś wartościową osobą , bo sama w to nie wierzysz”. Wtedy prawie się na nią obraziłam, ale dzisiaj wiem że miała rację.

Czy dzisiaj jestem tą samą osobą, która wtedy napisała tamten post? Wydaje mi się ,że z jednej strony tak – z tej duchowej, dusza wg. mnie jest tym co w nas prawdziwe i stałe. Ale w wielu innych aspektach jestem już innym człowiekiem. Tak jak powiedziała mi ostatnio przyjaciółka (bardzo Ci Dorotko dziękuję, za tą i wszystkie inne cenne uwagi) – „Dorota już nie je zimnych kiełbasek z grilla, pozostałych po imprezie, bo …jest już innym człowiekiem 🙂 .

Poprzednio, kończąc post pt. „Moja prawda” nie zaczęłam poniższej „wyliczanki” od siebie, wręcz w ogóle siebie pominęłam,  dlatego teraz pragnę ten błąd naprawić.

Kocham Cię Doroto i mała Dorotko, pamiętaj  – „nie jesteś problemem do naprawienia, jesteś cudem do odkrycia”…to oczywiście do mnie samej…

Kocham Cię Jacku mój mężu. Ciebie też przestalam zmieniać, a przynajmniej staram się rozumieć, choć często serce mi się kraje, że za mało myślisz o sobie  i za mało o siebie dbasz

Kocham Cię Joanno, i wiem, że nie dałam ci mojej miłości kiedy tego najbardziej potrzebowałaś, przepraszam, wtedy nie potrafiłam.

Kocham Cię Adrianno i Paulino  i zawsze myślałam, że tak jest, tylko przez to, że nie kochałam siebie, było to dla mnie takie trudne.

Kocham Cię Krzysiu, i wierzę głęboko w to, że też masz w sobie ogromne pokłady miłości, tylko być może jeszcze nie wiesz jak do nich dotrzeć.

Kocham Was moi drodzy, takim jakimi jesteście, bo….każdy z Was jest wyjątkowy, dziękuję że JESTEŚCIE

 

Wszystkim, którzy pytają o sens życia i motywację po co i dla kogo żyć, mówię.. choć pewnie w większości obudzi to bunt i zdziwienie. Przede wszystkim zacznijcie żyć dla siebie kochani, dla SIEBIE, bo przecież „martwi” niczego w życiu nie osiągają i niczego nie czują. A uwierzcie mi, nie ma nic piękniejszego od uczucie miłości w sercu. I jest to klucz. Klucz, który otwiera wszystkie drzwi –  i te do spełniania marzeń, i te do poczucia szczęścia i do odnalezienia sensu i swojej drogi w życiu, a także te do odnalezienia w sobie odwagi aby na tą drogę wkroczyć.

 

I powiem jak B. Pawlikowska  – wiem to na sto procent !!! Skąd ….wiem, bo sprawdziłam na własnej skórze.

Fotki w dzisiejszym poście pochodzą z wycieczki po Twierdzy Modlin i „rowerowej majówki” z okolic Ełku. (chcesz powiększyć, kliknij na zdjęcie) 

Ps. I to był ostatni post z serii „Jak wygrzebuję się z bagna, oczyszczam skrzydła by móc fruwać”. Nie ma pojęcia czy ja już się z tego bagna wygrzebałam, a nawet jeżeli  – to czy nie wpadnę tam z powrotem? Za to wiem, że coraz częściej odrywam się od ziemi i fruwam, bez żadnego wspomagania z zewnątrz. A jedyną siłą napędową jest miłość, miłość bezwarunkowa – i to w pierwszej kolejności do siebie.

 Jestem ogromnie wdzięczna za to że: jestem inna, jedyna w swoim rodzaju, wyjątkowa, „nienormalna” i jestem szalona…

 

 

bo jak powiedział T. Roosevelt

                     „Porównywanie się do innych jest złodziejem własnej radości” 

 

 

  1. P napisał(a):

    Szacun!!!

  2. Ewa napisał(a):

    Kocham Cię Dorotko i cieszę się, że dotarłaś do siebie i możesz fruwać spokojnie i szczęśliwie, cieszyć się z akceptacji i sympatii innych do Ciebie, ale o nią nie zabiegać, bo przychodzi sama do radosnych, kochających się ludzi. ?????

Komentarze

Kategorie

Najnowsze zdjecia

DSC_0712 DSC_0704 DSC_0700 DSC_0682 Łania Łania Łania Łania Łania